Larklight to jedna z tych książek, które szczególnie mocno wpływają na wyobraźnię, jeśli tylko dopuścimy do głosu odrobinę własnej naiwności. Jest to również przykład połączenia trzech ogromnych emocjonalnych czynników, które są obecne w naszym życiu przez cały czas – chęci do podróży kosmicznych, pirackiej brawury i... arachnofobii.
Do pierwszego tomu podchodziłem dość sceptycznie. Nie wiedziałem czego się spodziewać, więc takie nastawienie uznałem za zdrowe. Okazało się, że zarówno Rosselin – tytułowy Pogodnik, jak i jego smok zyskali moją pełną sympatię, tak więc do drugiego tomu podchodziłem już z pewnymi oczekiwaniami. Zaczęło się strasznie...
Największy problem z tą książką polegał na tym, że najpierw przeczytałem Tajemnicę kawiarni. Chociaż obie książki zaskakują poziomem swoich kryminalnych zagadek, to jednak właśnie kawiarnia wypada trochę lepiej mając w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę, której istnienie zostało zasygnalizowane przy okazji recenzji właśnie tamtej pozycji.
W książkach dla młodszych grup wiekowych jest pewna magia. Myślę że można ją nazwać cudowną magią naiwności. Właśnie przez nią książki są takie barwne i na swój sposób wiarygodne. Z żalem więc przychodzi mi przyznać, że z czasem wyrasta się z niektórych książek. Kiedy nachodzą mnie takie właśnie smutne myśli zawsze staram się wystawić je na próbę.
Książka, czy tego chcę, czy nie, jest również towarem. Jak to często bywa z towarami – dużą rolę odgrywa tu marketing i dobre nagłośnienie. Złowrogi sześcian trafił do Kominka razem z hasłem - „polski Paolini” - autorka ma bowiem tylko 15 lat. Na szczęście hasło to nie miało najmniejszego wpływu na przyjemność czerpaną z lektury.
Wartka i trzymająca w napięciu akcja, wyraziste postaci, odrobina suspensu i oczywiście przestępstwo. Czego więcej chcieć od kryminału w pogodny sobotni poranek.
Muszę przyznać, że Lonniedyn to dziwna książka. Była dziwna już w zamierzeniu autorskim i to się świetnie sprawdziło. Nie powinno to dziwić. W podziękowaniach i inspiracjach odnajdujemy między innymi Neila Gaimana.
To absolutna bzdura, że człowiek (względnie bardzo młody człowiek) boi się rzeczy, których jeszcze ktoś nie zdążył nazwać. Takie dziecko, na przykład, doskonale wie, że po zgaszeniu światła to straszne makabryczne coś dalej będzie straszne i makabryczne.
Opowieść fantastyczna nie powinna brzmieć jak bajka. Postaci i wydarzenia, jakkolwiek baśniowe i nierzeczywiste, powinny być na tyle wiarygodne, by atakujący w trzecim rozdziale smok nie czuł się nienaturalnie i nie na miejscu.
Feliks Net i Nika – oraz Pułapka Nieśmiertelności
Historia kołem się toczy, nie ma już nic nowego – bo wszystko, co nowe, na pewno kiedyś już było. Czytając tę książkę, nie mogę się powstrzymać od takiej właśnie refleksji. I w sumie trudno się dziwić – przecież nie wyrzuca się sprawdzonych rozwiązań. Ale muszę też dodać małe zastrzeżenie – jest w tej opowieści coś odświeżającego.