Lato minęło już dawno i pozostało nam chyba tylko wspominanie. A od wspominania do uruchomienia wyobraźni jest bliżej niż jeden krok. Książka List w butelce może być tu bardzo pomocna.
Być może wspominałem Wam już, że rozpanoszył się u nas mały Redackyjny Chochlik. Młody jest jeszcze i wścibski bardzo. Oczywiście psoci i figluje, ale czasem zadaje całkiem poważne pytania – na przykład: czy pisze się „może”, czy „morze”, albo: „jak to było dawniej... kiedy sami byliście Chochlikami.
Te dwa Zielniki to część większego cyklu zaproponowanego przez wydawnictwo Arkady. Zaintrygował nas ze względów przede wszystkim kulinarnych i właśnie pod tym kątem mieliśmy zamiar napisać recenzję. Wcześniej jednak na Zielnikach swoje łapki położył Redackyjny Chochlik.
Przy kominku – zupełnie nieprzypadkowo, ale to inna sprawa – ponownie zawitały książki „dla dzieci”. Oczywiście przyjrzeliśmy się im pod kilkoma różnymi kątami, by móc je przedstawić jak najbardziej rzetelnie. Kubuś... mógłby opowiedzieć wam niejedną historię z morałem.
Pod kątem językowym Proszę mnie przytulić to bardzo przyjemny przykład grzecznego, aczkolwiek stanowczego rozkazu. Szczerze mówiąc to jeden z przyjemniejszych rozkazów, jakie można otrzymać o poranku – zaraz po tym, jak w mieszkaniu rozległ się tupot małych stóp obwieszczający przebudzenie najmłodszego.
Są książki dla dzieci, które są przeznaczone faktycznie dla dzieci. Są również i takie, które powinny być czytane dzieciom przez rodziców – by zacieśniać wzajemne więzi. I wreszcie – są książki teoretycznie dla dzieci, ale które przede wszystkim powinni przeczytać rodzice. Mateuszek to zdecydowanie przykład z tej ostatniej kategorii.
Po książki dla dzieci i młodzieży nie sięgam ostatnio zbyt często. Pewnie dlatego, że sama już się do żadnej z tych grup zaliczyć nie mogę. A jednak okazuje się, że czasem warto zajrzeć na półkę z propozycjami lektur dla młodszych czytelników. I tak oto pochłonęła mnie lektura książki Duchy w teatrze. Jej autorką jest Ewa Karwan-Jastrzębska, znana autorka powieści dla dzieci i młodzieży. Jedną z jej publikacji jest „Miś Fantazy” – książka powszechnie znana i lubiana. Wracając jednak do Duchów …
Pierwsze pytanie, jakie zrodziło się w mojej głowie po wzięciu książĸi do ręki, brzmiało: Jaka znowu wydra; co oni (autorzy, wydawnictwo) znowu wymyślili? Bo że „rzecz” dotyczy pałacu w Wilanowie jasno wynikało z tytułu. Jak się okazuje wydra to ulubienica króla Jana III Sobieskiego, która, ku rozpaczy tego ostatniego, uciekła właśnie w dniu wydania wspaniałej uczty. Autorka zaprasza nas do zwiedzania królewskiej rezydencji z czasów panowania Jana Sobieskiego i Marysieńki. I nie jest to jeden z wielu nudnych przewodników, ale interesująca gra, którą pochłania się jednym tchem. Czyta się ją niemal jak powieść detektywistyczną, z niecierpliwością oczekując odnalezienia tytułowej wydry.
W towarzystwie moich dwóch ukochanych suczek zasiadłam na kanapie z książką Evy Ibbotson. I wsiąkłam. Niedawno czytany thriller nie trzymał mnie tak w napięciu!
Zapewne po wstępie już się można zorientować, ale przyznam się: jestem psiarą. Nie wyobrażam sobie dzisiaj życia bez psa, a najlepiej dwóch.
Ja już nie chcę bardziej dorastać. Moja pierwsza myśl w trakcie lektury tej książki zdecydowanie wyrażała zazdrość. Pierdomenico Baccalario chyba we wszystkich swoich książkach podkreśla, jak wielkie szczęście go spotkało, gdy podczas swoich podróży natrafił na materiały, świadczące o tym, że...