Otrzymałem tę książkę razem z promocyjną zakładką, na której wydawca zapisał hasło: „Kukiełki to władza, legendy to przyszłość...” - Uszy wyobraźni natychmiast podsunęły mi dźwięki zagrane przez Metallicę i wydawało mi się nawet, że postaci na okładce zaczęły tańczyć. Opowieść się zaczęła...
Już pierwsze strony tej książki przypomniały mi pewien bardzo popularny serial i hasło z plakatu I want to believe. Słowa, które wydawały się stanowić motto Archiwum X można z całą pewnością zastosować również i do tej książki. Lektura jest przede wszystkim rozrywkowa i pod wieloma względami bardzo ciekawa, a kto wie... może gdzieś tam leży również „cała prawda”.
Jednym z przyjemniejszych wspomnień z dzieciństwa są dla mnie wciąż czarno-białe filmy, w których jednak coś się działo. Postaci były barwne, emocje jasno zaznaczone, a frajda z oglądania – przysłowiowo – bezcenna. Otworzyłem książkę i znowu poczułem się tak samo.
Moje pierwsze odczucia związane z tą książką były bardzo agresywne. Czytałem ją, a słowa powodowały we mnie wzrost bezsilności. Przecież nie przyłożę bohaterowi w zęby. On jest papierowy...
Nad recenzją do tej książki siedziałem i myślałem dość długo. Z jednej strony miałem do czynienia z samym Murakami – niemal noblistą, a z drugiej... starałem się uniknąć porównania z Whartonem, który pisząc w jednej z książek o tym, jak sprzedawał kolejne maszynopisy z szuflady, by kupić blat na mahoniowe biurko, zraził mnie do siebie kompletnie. Nawet najbardziej szanowani autorzy miewają chwile słabości i czasem piszą „o niczym”. Pozostaje tylko pytanie – co potem zrobi z takim utworem. Murakami opisał, jak bardzo ceni sobie bieganie, ale nie dlatego, że nie miał o czym pisać.
W literaturze tłumaczonej trudno czasem jednoznacznie określić, który autor goni modę, a którego goni moda. Można odnieść wrażenie, że „teraz wszyscy piszą o tym samym” tylko dlatego, że książki o podobnej tematyce mnożą się nad wyraz gęsto. Dopiero głębsze spojrzenie w daty zawarte w stopce może wyprowadzić z błędu.
Czy znacie to wrażenie, kiedy wsiadacie do autobusu ze słuchawkami w uszach, a Wasza ulubiona melodia powoduje, że nieświadomie kiwacie głową i w myślach śpiewacie razem z wokalistą? Oczywiście może się zdarzyć, że z wiekiem takie zachowania są coraz rzadsze i na swój sposób coraz bardziej krępujące, ale muzyka wciąż działa pobudzająco. A teraz wyobraźcie sobie taki sam efekt, ale bez słuchawek na uszach...
Tsatsiki to prawie typowy młody człowiek stojący u progu nieco bardziej dorosłego życia. Prawie jak każdy z nas w jego wieku. Kto tego nie pamięta – pierwsza bójka, pierwsze rozczarowanie, pierwsza miłość, pierwsza zagadka kryminalna... pierwsza klasa...
Głodny Anioł to książka, której patronujemy już od kilku miesięcy. To chyba najwłaściwszy moment, by wreszcie zmieścić recenzję i przybliżyć Wam co nieco z jej sekretów. Przyznam jednak, że spóźniam się z tą książką nie bez powodu.
Ze znanymi serialami czasem bywa tak, że szczególnie lubiane postaci drugoplanowe otrzymują swoją własną szansę zaistnienia samodzielnie. W literaturze jest zdecydowanie trudniej o podobne zagrania – choćby dlatego, że i trudniej o seriale.