Tytus Grójecki, jak każdy nastolatek ma świra. W tym wypadku na punkcie mrocznych tajemnic i rzeczy nadprzyrodzonych. Śledzi uważnie każdy odcinek telewizyjnego show „Tajemna Strona”, w którym prowadzący, niejaki Adolf Błysk, mierzy się co tydzień z kolejnymi potwornościami czającymi się w cieniu.
„Często zapominamy, że my także jesteśmy dla innych dziwni” Bill Moyers
Czy spałeś kiedyś na cmentarzu? Właśnie to pytanie zamieszczone na okładce książki zaintrygowało mnie na tyle, żeby po nią sięgnąć. Pomyślałam sobie, czy to kolejna książka o tak często będących ostatnio głównymi bohaterami książek wampirach? Okazało się jednak, że tym razem nie jest to książka o wampirach ani zombi. Tajemnicza i mroczna historia spodobała mi się do tego stopnia, że książkę przeczytałam w jeden leniwy, weekendowy dzień.
Zanim jeszcze rozpocząłem lekturę tej książki byłem świadkiem krótkiej rozmowy, w której autor brał udział, na temat sensowności i właściwego znaczenia pojęcia „literatura kobieca”. Wniosek jaki można było wynieść z tej rozmowy, to że „literatura kobieca” jest pojęciem zarówno abstrakcyjnym, jak i sztucznym. Ale z drugiej strony... przecież życie da się zamknąć w takich samych szufladkach.
Oregon, godzina 7:09. Razem z amerykańską rodzinką zasiadamy do śniadania. Przy stole siedzą: dość ekscentryczni rodzice, siedemnastoletnia Mia i jej młodszy braciszek Teddy. Nikt z nich nie jest idealny, ale wszyscy od pierwszych stron wzbudzają sympatie czytelnika. Widzimy wręcz sielankowy, familijny obrazek.
Jakkolwiek niezręcznie może to zabrzmieć, to jednak przyznaję, że w tytułach wydawanych przez “Naszą Księgarnię” jest coś, co pozwala mi szczególnie ciepło odnieść się do zaimka “nasza”. Nie chodzi jednak tylko o książki, które pamiętam z dzieciństwa, ale także o zdecydowanie nowsze pozycje.
Muszę to przyznać - zawsze zazdrościłem Krzysiowi wyobraźni tak żywej, że poruszała wszystkie pluszaki w pokoju – i to w stopniu zauważalnym przez prawie cały świat. Jednak, gdy przeczytałem, że powodem jego nieobecności w Stumilowym Lesie – przez prawie osiemdziesiąt lat – była szkoła, moje uczucie zazdrości mocno osłabło.
Są na półkach księgarnianych książki, o których już dawno nie powiedziałbym, że “są dla dzieci”. Problem w tym, że wydawcy z uporem, jako takie, je wydają, wznawiają, produkują i sprzedają. I dobrze, bo właśnie dzięki temu, po latach, możemy powiedzieć, że “ta historia towarzyszyła nam od dzieciństwa.
Czasem warto na chwilę oderwać się od rzeczywistości i na moment dać się ponieść fantazji. Być może pamiętacie Państwo to wspaniałe uczucie, gdy byliście dzieckiem, cały świat leżał u Waszch stóp, a mimo to i tak ciągle Was zachwycał i zaskakiwał.
Larklight to jedna z tych książek, które szczególnie mocno wpływają na wyobraźnię, jeśli tylko dopuścimy do głosu odrobinę własnej naiwności. Jest to również przykład połączenia trzech ogromnych emocjonalnych czynników, które są obecne w naszym życiu przez cały czas – chęci do podróży kosmicznych, pirackiej brawury i... arachnofobii.