Czasem wydaje mi się, że w temacie zombie powiedziano już wszystko, a scenariusz każdej zombie-historii sprowadza się do rosnącej ilości osobników syczących niewyraźnie „Muuuuusk... muuuusk...” i kuśtykających bądź pełzających tu i ówdzie w poszukiwaniu pożywienia, a mózg...
Cóż – brak ośrodka myśli zastąpiło im parcie na pożywienie.
Już na początku rozpocznę od niezbyt miłego wyznania – kiedy na rynku pojawiła się pierwsza edycja „Wolnych ciutludzi” różnica stylistyczna w tłumaczeniu była dla mnie tak ogromna, że drugą część zdecydowałem się czytać w oryginale. Pamiętając liczne dyskusje na temat słynnych tłumaczeń Skibniewskiej i Łozińskiego chciałem pozostać wierny jednej wersji językowej Świata Dysku. I oto...
Tajemnica zwierząt to kolejna książka z serii o dwójce młodych detektywów – Lassem i Mai – przeznaczona dla najmłodszych czytelników oraz ich rodziców. Wciągająca, intrygująca i zaskakująca, jak zawsze, Tajemnica jest przykładem klasy samej w sobie.
Z książkami Charlaine Harris mam jeden podstawowy problem – jest ich całkiem dużo , a wszystkie napisane dość równo i wciągająco. W przypadku cyklu o Sookie Stackhouse powoduje to coraz większe problemy z pisaniem recenzji przy jednoczesnym nie ujawnianiu sekretów intrygi. Problem tym większy, że książka wciąga, jak chodzenie po bagnach Luizjany.
Trzecie dno - to bardzo dobry przykład książki sensacyjnej – lekkiej w czytaniu, z wciągającą i odpowiednio nieprawdopodobną intrygą, barwnymi postaciami, które dość jednoznacznie zyskują sympatię, bądź antypatię czytelnika. Choć muszę przyznać, że w tym ostatnim przypadku można trochę podyskutować...
Zazwyczaj pochłaniam książki w bardzo szybkim tempie. Tym razem było jednak inaczej, po części z powodu braku czasu, a po części z faktu, że książki tej nie umiałam przeczytać za jednym razem. Dzieliłam ją na części… robiłam kilkudniowe przerwy… Wpływ na to miał zarówno styl, w jakim została napisana książka, jak i przedstawiona historia.
Muszę szczerze przyznać, że po tej książce spodziewałem się zupełnie innych wrażeń, niż te, których doświadczyłem kończąc lekturę. Nastawiałem się na coś w rodzaju – popularnego ostatnio – kryminału historycznego, a tymczasem musiałem się zmierzyć z...
Świetnie skonstruowane postaci ciekawych bohaterów zupełnie nikną na tle niepotrzebnie pogmatwanej fabuły. Podczas czytania Gorączki kości Val McDermid dosyć szybko można się pogubić i stracić zapał do dalszej lektury.
Zanim jeszcze rozpocząłem lekturę tej książki byłem świadkiem krótkiej rozmowy, w której autor brał udział, na temat sensowności i właściwego znaczenia pojęcia „literatura kobieca”. Wniosek jaki można było wynieść z tej rozmowy, to że „literatura kobieca” jest pojęciem zarówno abstrakcyjnym, jak i sztucznym. Ale z drugiej strony... przecież życie da się zamknąć w takich samych szufladkach.
Nie jestem wielbicielem thrillerów, ale… jedno w tej książce mnie ujęło. Główny bohater nie wypełnia żadnych papierów, nie przestrzega żadnej procedury, wykonuje robotę którą ma przed sobą - i w dodatku właściwie robi to sam. Może nieco dziwny początek, bo w zasadzie większość samotnych wojowników będących bohaterami książek sensacyjnych tak właśnie się zachowuje.