Jak już wspominaliśmy wcześniej przykominku rozpoczęło współpracę z Granną. Jako pierwsze, chcemy Wam przybliżyć Faras, które z powodów pozarozrywkowych darzymy szczególnym sentymentem. Jest to mianowicie gra zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Remigiusz Mróz jest całkiem młodym człowiekiem. Nie da się ukryć, że wiek autora prawie zawsze „odbija” się w jego książkach. No i z Mrozem mam ten problem (a konkretniej przyjemność), że podczas lektury miałem wrażenie, jakbym czytał Fiedlera... albo przynajmniej oglądał „W starym kinie”.
W połowie wakacji na wyspie Wolin odbywał się Festiwal Wikingów. Hordy, zakutych w rogate hełmy, wojowników walczyły ze sobą i plądrowały przegrane wioski. Nie wiemy jak to się stało, ale tuż po festiwalu, za oknami redakcji pojawiły się drakkary w pastelowych kolorach i tylko tyle pamiętamy. Redakcja została doszczętnie splądrowana i zabrano nam wszystkie długopisy i ołówki. I właśnie dlatego nie byliśmy w stanie napisać tej recenzji wcześniej.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w górach. Wakacje jednak ciągle trwają i dziś chciałbym Was zachęcić właśnie do wyjazdu w góry. Jeśli nie uda się Wam się to fizycznie, to może chociaż w wyobraźni, bo muszę dodać, że Dolina Kościeliska nie jest takim zwyczajnym przewodnikiem.
Właściwie to nie powinniśmy być zdziwieni. Jeśli przyjrzymy się ostatnim temperaturom za oknem, to stado wielbłądów biegających w kółko w redakcyjnym salonie absolutnie nie powinno nas zaskakiwać. Nie dało się ich przegonić miotełkami, ani tupaniem więc zostało nam tylko jedno rozwiązanie. Zaczęliśmy obstawiać, który z nich przebiegnie najszybciej.
Piraci zawsze są w cenie. A ostatnio nawet bardziej, ale to nie (tylko) dlatego, na naszym redakcyjnym stole pojawiła się gra Kupcy i Korsarze. Szybko okazało się, że stół jest za mały, ale o minusach jeszcze zdążymy powiedzieć. Na dzień dobry... Yo ho, yo ho... i butelka rumu...
Przygoda z tą książką zaczęła się zupełnie niespodziewanie na targach książki w Warszawie. Za namową Naczelnej z Książkowa zgłosiłem się po autograf do Aleksandra Makowskiego – bohatera tej książki. Namawiającej zaś obiecałem, że jeśli książka mi się spodoba, to będzie to wyłącznie jej wina.
Długi weekend ma to do siebie, że daje człowiekowi dłuższą przerwę, którą ten może wykorzystać w dowolny sposób. W przykominkowej redakcji, na przykład, postanowiliśmy zająć się jeszcze jedną grą. A ponieważ tak się jakoś złożyło, że podczas tego długiego weekendu nastąpiła również zmiana pory roku, zdecydowaliśmy się na rozegranie kilku partii gry Seasons – Pory roku.
Szczerze przyznam, że mam z tą książką kłopot. Znam utwory, które czyta się ciężko, znam takie, których przeczytać się nie da oraz takie, w które wsiąka się w mgnieniu oka. Czas mija błyskawicznie i zanim się kto obejrzy, przewraca się ostatnią stronę. Ta książka jednakże wprowadza mnie w zakłopotanie, bo... nie potrafię się na niej skupić.
Gra DiXit gościła już na przykominkowych stronach. Być może nie powiedzieliśmy tego jasno za pierwszym razem, ale jak na grę towarzyską i imprezową miała ona jedną dość znaczącą wadę. Limit sześciu króliczków..., to znaczy graczy, potrafił zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Zapewne wielokrotnie takie zaskoczenie doprowadziło do samodzielnego wprowadzenia rozgrywek zespołowych. Tuż przed długim weekendem mamy jednak możliwość sprawdzić wersję dopuszczającą 12 graczy.