Największy problem z tą książką polegał na tym, że najpierw przeczytałem Tajemnicę kawiarni. Chociaż obie książki zaskakują poziomem swoich kryminalnych zagadek, to jednak właśnie kawiarnia wypada trochę lepiej mając w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę, której istnienie zostało zasygnalizowane przy okazji recenzji właśnie tamtej pozycji.
Dostałem Łupsa jakiś tydzień temu. Nie dałem rady go uniknąć, choć starałem się bardzo mocno. Przez kilka dni łaził za mną i nie chciał się odczepić, aż któregoś popołudnia, kiedy wracałem autobusem wyskoczył z plecaka i zaatakował mnie swoimi pierwszymi stronami. Wiedziałem, że jestem zgubiony – przynajmniej na jeden dzień.
Dramat polega na tym, żeby tak dobrać słowa, by o dobrej książce napisać jak najlepiej, ale unikając przesady i przejaskrawień. Dramat powtarza się, jak straszna historia, za każdym razem gdy na biurku do recenzji ląduje książka bez fabuły, bez fikcyjnych postaci - książka, która zawiera prawdę i plecak pełen ciekawych i pożytecznych informacji.
Zastanawialiście się kiedyś, co ukrywają przed wami rodzice? Czego wam nie mówią? Jakie tajemnice rodzinne przemilczeli? Jakich tematów nie porusza się przy stole? Dlaczego, gdy mając dwanaście lat zapytaliście o pozwolenie na zrobienie tatuażu poddali was praniu mózgu? Czy wreszcie, dlaczego wszyscy wierzą w skrzaty, ale ich nie widzą, a Wy je widzicie i nie wierzycie?
A czy zastanawialiście się, co by było, gdyby nagle wszystkie te pytania znalazły swoje odpowiedzi?
Większość Polaków nazwisko Janusza Korwina-Mikke kojarzy z polityką. Nie rozumiem dlaczego. Przecież tylko raz, na początku lat 90., zasiadał w sejmowych ławach, a powstała z jego inicjatywy w 1987 roku Unia Polityki Realnej jest zaledwie marginalnym ugrupowaniem na naszej scenie politycznej. O wiele lepiej wiodło mu się jako publicyście. Powołał do życia i przez lata prowadził konserwatywno-liberalny tygodnik „Najwyższy Czas!”, który nawet po jego odejściu ze stanowiska naczelnego cały czas regularnie pojawia się w kioskach. Poza tym publikował w „Dzienniku Polskim” i założył jeden z najgorętszych blogów politycznych nad Wisłą. Książka Rusofoby w odwrocie w pełni prezentuje właśnie to drugie oblicze Korwina-Mikke.
Nowe idzie. Właściwie to powoli człapie. Idzie pod górę i do tego często zbacza na manowce. Porównane do pokonywanej drogi nie jest przypadkowe, biorąc pod uwagę tytuł zbioru - wiele zapowiadającego, ale czy niosącego równie wiele ze sobą?
W książkach dla młodszych grup wiekowych jest pewna magia. Myślę że można ją nazwać cudowną magią naiwności. Właśnie przez nią książki są takie barwne i na swój sposób wiarygodne. Z żalem więc przychodzi mi przyznać, że z czasem wyrasta się z niektórych książek. Kiedy nachodzą mnie takie właśnie smutne myśli zawsze staram się wystawić je na próbę.
Moja droga do tej książki była chyba równie długa, jak sama podróż Marco Polo. W odróznieniu jednak do podróżnika, ja bardziej przypominałem sójkę. Za każdym razem, kiedy próbowałem się zabrać do lektury, pojawiała się inna, na pierwszy rzut oka ciekawsza. Poza tym wydawało mi się, że wiem o tej historii wystarczająco dużo, więc nie potrzebowałem poszerzać swojej wiedzy, aż tak nagle. Oczywiście byłem w błędzie.
Z nieukrywaną przyjemnością coraz częściej sięgam po książki autorów o słowiańsko brzmiących nazwiskach. Może dlatego, że czuję, jakby opowiadane przez nich historie były mi bliższe, bardziej wiarygodne, a może po prostu dlatego, że są dobrymi pisarzami. Książka Korund i salamandra - choć na półce spędziła u mnie raczej dłuższą chwilę – okazała się następnym smacznym daniem w literackim, fantastycznym menu.
Świat się popsuł. Cała historia ludzkości popłynęła niewłaściwą nogawką. Pytanie tylko kogo to zainteresuje na tyle, by chciał przywracać właściwy bieg wydarzeń. Najbardziej samodzielna i niezrozumiała zabawka magów z Niewidocznego Uniwersytetu znowu sprawia kłopoty.