W marcu bieżącego roku biblioteka w Tomaszowie Mazowieckim ogłosiła konkurs pod hasłem „Kryminał wszech czasów”. Zadaniem uczestników było zrecenzowanie jednej z książek, którą uważali oni za perełkę wśród kanonu literatury kryminalnej. Nie piszę o tym przypadkowo, bo gdyby najnowsza powieść niemieckiej pisarki Charlotte Link Przerwane milczenie już wtedy była obecna na polskim rynku (premierę miała w czerwcu), to można by śmiało zaliczyć ją do tego grona.
Czasem wystarczy jakiś drobny szczegół. Może to być na przykład ruda czupryna na okładce, chwytliwy tytuł, czasem - pozornie nieznana - tematyka. Jeden drobiazg, który sprawia, że sięgam po książkę, i staram się w niej zatonąć. Czasem jest to sroga pomyłka, a czasem...
W sieciowych chatroomach jest coś niepokojącego, coś co daje do myślenia i pobudza wyobraźnię. Ogólna dostępność do zasobów stron internetowych oraz możliwość zachowania anonimowości i stworzenia sobie zupełnie nowego, wymarzonego życiorysu sprawia, że niektórzy przestają kontrolować swoje wyobrażenia. Wtedy zaczyna się myślenie - co by było gdyby...
Prędzej czy później i tak wszystko rozchodzi się o kasę. Co gorsza, prędzej czy później rozchodzi się również i kasa. Problem zaczyna się wtedy, gdy w skarbcu kończy się złoto. Można oczywiście płacić znaczkami pocztowymi, ale trzeba się przygotować, że wtedy ktoś może się zacząć błazeńsko śmiać.
Zazwyczaj, kiedy ktoś używa sformułowania „mam mieszane uczucia”, oznacza to, że nie jest specjalnie przekonany co do pozytywności tych uczuć względem obiektu, który nimi obdarza. Ja jednak nie mogę znaleźć innych słów, by opisać emocje jakie wzbudziło we mnie to dwutomowe wydawnictwo. I muszę jeszcze dodać, że jak najbardziej pozytywnie „mam mieszane uczucia”.
XIII-wieczna Europa to zazwyczaj dobry wabik dla miłośników historii i beletrystyki historycznej. To czasy, kiedy wiele się działo, żyło się kolorowo, wszędzie było daleko, a za jedno słowo wypowiedziane w nieodpowiednim towarzystwie można było spłonąć na stosie. To czasy kiedy często zło, które przydarzało się ludziom, tak naprawdę działo się w imię dobra.
Piąta część przygód trójki przyjaciół z warszawskiego gimnazjum, to już pełnometrażowy, dwuczęściowy dreszczowiec z gatunku political fiction. Nie brak w nim nawet odpowiednio podanych elementów humorystycznych. Historia jest mocno rozbudowana i wielowątkowa. Na szczęście nie wszystko jest wyjaśnione do samiutkiego końca. Bo wtedy by było troszeczkę za słodko.
Trzeci tom przygód Jiga przynosi ze sobą kilka długo wyczekiwanych rozwiązań i odpowiedzi. Razem z Goblinem dowiadujemy się z całą pewnością skąd biorą się głosy w głowie i jak je rozwiać, dlaczego zima jest zimna i co to oznacza dla wszystkich. Choć Jig nie zdaje sobie z tego do końca sprawy, to ujawnił najpewniejszy sposób na dotarcie do serca goblinki - przez odpowiednie nacięcie mieczem - oraz odkrył, że nawet największego wroga można pokonać ciapkiem... hmm.. znaczy Ciapkiem.
To drugi tom z tetralogii „Świetlisy Kamień”. Tym razem, wydawać by się mogło, w szczególności poświęcony Jasnotce - małżonce Nefera Milczka. Faktycznie - jej rozterki przewijają się przez dużą część tej opowieści. Nie zajmują jednak w niej dominującego miejsca. Wręcz przeciwnie - to znów Paneb Ognik wydaje się być wszędzie.
„Wierzcie albo nie wierzcie, ale to najprawdziwsza prawda”, że ta krótka historyjka nie pozostawia nikogo obojętnym. Pozostawia natomiast lekki posmak nostalgii za czasami dzieciństwa, gdy w podartych spodniach wdrapywałem się na drzewa i na huśtawce próbowałem dosięgnąć słońca. Gdy małe problemy urastają do wielkich, a te prawdziwie ogromne powodowały zanurzanie się w nierealnym, lepszym świecie.