W dzisiejszych czasach trudno jest uwierzyć, że ktoś świadomie i z własnej woli zdecydował się na opuszczenie cywilizacyjnych pieleszy. Wygodna bliskość sklepów i wszelkich dóbr mocno nas rozpieszcza i pozwala zasypiać spokojnie. Autor jednak wyszedł z innego założenia.
Końcówka pierwszego prawdziwie wiosennego tygodnia przebiegła nam zdecydowanie „pod nutką” i do tego w dobrym humorze. Nie zabrakło czasu na czytanie, ale i na rozrywkę o nieco innym charakterze.
Ta płyta, w krótkiej historii muzycznych recenzji przykominku, była chyba najtrudniejsza do oceny. Zadanie okazało się tym bardziej wymagające, że sami wybraliśmy ją z czystej ciekawości. A wybór książki...
Polski odpowiednik Richarda Sharpe – napisali i od razu zapaliło się żółte światło. Zawsze podchodzę ostrożnie do takich rekomendacji. Z drugiej strony... a co jeśli jednak mają rację? Gdzie zaczyna się podobieństwo, a gdzie kończy... czy będzie to coś więcej niż okolice czasowe? Tylko w jeden sposób mogłem się o tym przekonać. Siadłem więc do lektury.
Tytuł tego albumu od razu spowodował, że wyjrzałem przez okno, aby sprawdzić, jaka jest pogoda. Akurat padał śnieg i mocno wiało, wydawało się więc, że to nie pora na takie piosenki. Postanowiłem jednak zaryzykować – włączyłem pierwszą płytę i podszedłem do półki z książkami.
Kiedy przy kominku pojawia się kolejny album zawsze towarzyszy mu ten sam „problem”. Z jednej strony gorące wrażenia napędzają do napisania czegoś na „zaraz”. Z drugiej jednak brak większych ilości tekstu każe przemyśleć dokładnie własne słowa, by powiedzieć coś więcej niż „to trzeba zobaczyć”.
Za książkę zabrałem się z przekonaniem, że poczytam ciekawą biografię, która dodatkowo, przez większą część lektury, dzieje się morzu. Tymczasem okazało się, że książka jest nie tylko ciekawa lecz także absurdalnie wręcz wciągająca.
Przy kominku dopiero od niedawna polecamy Wam również płyty CD. Staramy się, by powiązać z każdą z nich jakąś książkę, którą warto przy niej poczytać. Pierwsze więc, od czego zaczynamy recenzję, to szperanie po półkach i polowanie na odpowiedni tytuł. Tym razem początek był co nieco inny.
Długa Ziemia pojawiła się już na przykominkowych stronach. Recenzowaliśmy wersję angielską i z równie dużą przyjemnością przedstawiamy Wam polskojęzyczne wydanie. Choć autorów jest dwóch, a tematyka daleko odchodzi od ulubionego Świata Dysku, to wrażenie, które pozostaje po zakończeniu lektury,... mmm
To nie jest cieplutka nowość, ani nawet zeszłoroczny bestseller. I nie ukrywam, że bezpośrednią przyczyną napisania o niej jest wydanie związane z ekranizacją Życia Pi. Ale prawda jest też taka, że to naprawdę dobra książka i warto mieć ją w swoich zbiorach.