Do tej pory na bezksiążkowe weekendy polecaliśmy głównie gry planszowe. Nadeszło jednak lato i liczymy na piękną pogodę, więc tym razem chcemy zaproponować Wam odrobinę gimnastyki na świeżym powietrzu.
No i tak to jest... człowiek zamówi książkę i obieca recenzję przedpremierową, a potem się tę książkę czyta i czyta... i ona wciąga, a termin mija. I teraz będę musiał z uśmiechem wytłumaczyć opóźnienie. Na pewno jednak nie wynika ono ze znużenia.
Nie bójmy się tego powiedzieć głośno – lato za pasem i warto poszukać sobie również innych poza książkowych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Nawet jeśli uznacie, że brzmi to jak herezja, to czytajcie dalej, bo DiXit to naprawdę ciekawa gra w której możecie szeroko wykorzystać swoją wiedzę z literatury (oraz wiedzę o swoich znajomych). A może już ją znacie?
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Grohlu, był dla mnie przede wszystkim perkusistą Nirvany. Potem – bardzo nagle – Nirvana przestała istnieć. Jakiś czas później powstało Foo Fighters. Było już inaczej, ale Grohl zaistniał dla mnie na nowo. I muszę przyznać, że najbardziej zaimponował mi właśnie fakt odejścia od stylu Nirvany.
Przy kominku – zupełnie nieprzypadkowo, ale to inna sprawa – ponownie zawitały książki „dla dzieci”. Oczywiście przyjrzeliśmy się im pod kilkoma różnymi kątami, by móc je przedstawić jak najbardziej rzetelnie. Kubuś... mógłby opowiedzieć wam niejedną historię z morałem.
Pod kątem językowym Proszę mnie przytulić to bardzo przyjemny przykład grzecznego, aczkolwiek stanowczego rozkazu. Szczerze mówiąc to jeden z przyjemniejszych rozkazów, jakie można otrzymać o poranku – zaraz po tym, jak w mieszkaniu rozległ się tupot małych stóp obwieszczający przebudzenie najmłodszego.
Dość często spotykam się z przekonaniem, że tylko zwycięzcy mają prawo ciekawie opowiadać o wojnach i bitwach. Przegranych się nie słucha, bo nie mają racji. Podwodni Kamikaze to kolejny przykład na to, że czasem jednak warto wyjść poza standard.
Są książki dla dzieci, które są przeznaczone faktycznie dla dzieci. Są również i takie, które powinny być czytane dzieciom przez rodziców – by zacieśniać wzajemne więzi. I wreszcie – są książki teoretycznie dla dzieci, ale które przede wszystkim powinni przeczytać rodzice. Mateuszek to zdecydowanie przykład z tej ostatniej kategorii.
Uwielbiam takie książki. O ile pamięć mnie nie myli, to uwielbiałem je jeszcze w podstawówce, czyli mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że minęły już dekady od czasu, kiedy ten rodzaj półkowników zaczął mnie zachwycać.
Kiedy kilka lat temu napisałem pierwszą przykominkową recenzję miałem już zaszczepionego Pratchettowego bakcyla. Niestety głośno już było wtedy o chorobie pisarza i wszystkich zaczęła prześladować myśl o tym, ile książek tego autora uda się jeszcze przeczytać. Zgodnie z zapowiedziami wydawców: każda miała być ostatnią.
Chyba nikt nie będzie miał mi za złe, jeśli w tym miejscu zacytuję Johna Cleese'a z przemowy na pogrzebie Grahama Chapmana: BZDURA!