Chamfort jest dla mnie kłopotem. Czytam tę książkę już bardzo długo i nie bardzo chcę przestać. Owszem – można ją przeczytać w jeden weekend. Tylko... po co? Chyba nie będzie dużym nadużyciem, jeśli powiem, że Chamfort to książka z osobowością. I jest mi niesamowicie niezręcznie – poznaję Chamforta na podstawie tych anegdot i nie do konca wiem, co o nim powiedzieć, ale jestem pewien, że Chamfort nie miałby tego problemu...
Za namową koleżanki postanowiłam odnaleźć książki, które kojarzą mi się z czasami szkolnymi, książki, do których warto byłoby powrócić. W domowej biblioteczce natrafiłam na Sposób na Alcybiadesa Edmunda Niziurskiego. Pierwszy raz czytałam ją, będąc uczennicą szkoły podstawowej. Ponownie sięgnęłam po nią w szkole średniej. Pomyślałam, że przyszedł czas przeczytać ją jako osoba, która jest już na półmetku swojej edukacji. Czym mnie urzekła ta książka i Dlaczego warto ją przeczytać? Czy warto zachęcić do jej czytania innych? Posłuchajcie.
Otrzymałem tę książkę razem z promocyjną zakładką, na której wydawca zapisał hasło: „Kukiełki to władza, legendy to przyszłość...” - Uszy wyobraźni natychmiast podsunęły mi dźwięki zagrane przez Metallicę i wydawało mi się nawet, że postaci na okładce zaczęły tańczyć. Opowieść się zaczęła...
Już pierwsze strony tej książki przypomniały mi pewien bardzo popularny serial i hasło z plakatu I want to believe. Słowa, które wydawały się stanowić motto Archiwum X można z całą pewnością zastosować również i do tej książki. Lektura jest przede wszystkim rozrywkowa i pod wieloma względami bardzo ciekawa, a kto wie... może gdzieś tam leży również „cała prawda”.
Kiedy świat próbuje mnie przytłoczyć i klęska nadciąga za klęską, zawsze sięgam po jakąś żelazną pozycję, która stawia mnie na nogi i wyposaża w kolejną dawkę optymizmu. Tym razem padło na Trzech panów w łódce. Jak zwykle, panowie Jerome, Harris i Jerzy okazali się niezawodni.
Jednym z przyjemniejszych wspomnień z dzieciństwa są dla mnie wciąż czarno-białe filmy, w których jednak coś się działo. Postaci były barwne, emocje jasno zaznaczone, a frajda z oglądania – przysłowiowo – bezcenna. Otworzyłem książkę i znowu poczułem się tak samo.
Cykl „Kryminał z klasą” wydawnictwa Amber przyciągnął moją uwagę jakiś czas temu. Po kryminały nie sięgałam zbyt często. Wybierałam zazwyczaj książki z gatunku lekkich i przyjemnych. Po przeczytaniu kliku pozytywnych recenzji dzieł Laury Lippman postanowiłam jednak spróbować… I dzięki temu z czystym sumieniem miłośnikom kryminałów polecić mogę Wzgórze Rzeźnika.
Moje pierwsze odczucia związane z tą książką były bardzo agresywne. Czytałem ją, a słowa powodowały we mnie wzrost bezsilności. Przecież nie przyłożę bohaterowi w zęby. On jest papierowy...
Porządkując książki po remoncie znalazłam ten polski kryminał - napisany i osadzony
w czasach PRL, jakoś skojarzył mi się z czwartkową Kobrą (którą pamiętam raczej słabo, ale o której wiele słyszałam), a może z porucznikiem Borewiczem.