Historią pasjonuję się od dawna, a szczególnym zainteresowaniem darzę okres początku XX wieku. Poszukując książki o II wojnie światowej natrafiłam na Za zamkniętymi drzwiami. Kulisy II wojny światowej. Brzmiący zagadkowo tytuł wzbudził moje zainteresowanie. Postanowiłam więc, że przeczytam…. I nie żałuję. O tym niechlubnym okresie w dziejach ludzkości powstało wiele książek historycznych. Jedne z nich czyta się z łatwością, inne – opasłe tomiska z trudem. Za zamkniętymi… zaliczam się do tych pierwszych.
Nad recenzją do tej książki siedziałem i myślałem dość długo. Z jednej strony miałem do czynienia z samym Murakami – niemal noblistą, a z drugiej... starałem się uniknąć porównania z Whartonem, który pisząc w jednej z książek o tym, jak sprzedawał kolejne maszynopisy z szuflady, by kupić blat na mahoniowe biurko, zraził mnie do siebie kompletnie. Nawet najbardziej szanowani autorzy miewają chwile słabości i czasem piszą „o niczym”. Pozostaje tylko pytanie – co potem zrobi z takim utworem. Murakami opisał, jak bardzo ceni sobie bieganie, ale nie dlatego, że nie miał o czym pisać.
W literaturze tłumaczonej trudno czasem jednoznacznie określić, który autor goni modę, a którego goni moda. Można odnieść wrażenie, że „teraz wszyscy piszą o tym samym” tylko dlatego, że książki o podobnej tematyce mnożą się nad wyraz gęsto. Dopiero głębsze spojrzenie w daty zawarte w stopce może wyprowadzić z błędu.
Czy znacie to wrażenie, kiedy wsiadacie do autobusu ze słuchawkami w uszach, a Wasza ulubiona melodia powoduje, że nieświadomie kiwacie głową i w myślach śpiewacie razem z wokalistą? Oczywiście może się zdarzyć, że z wiekiem takie zachowania są coraz rzadsze i na swój sposób coraz bardziej krępujące, ale muzyka wciąż działa pobudzająco. A teraz wyobraźcie sobie taki sam efekt, ale bez słuchawek na uszach...
Po Echu winy i Przerwanym milczeniu na język polski została przetłumaczona kolejna powieść Charlotte Link Ostatni ślad. Dzięki temu polscy czytelnicy powoli acz sukcesywnie poznają twórczość tej jednej z najpopularniejszych współcześnie żyjących niemieckich pisarek.
Tsatsiki to prawie typowy młody człowiek stojący u progu nieco bardziej dorosłego życia. Prawie jak każdy z nas w jego wieku. Kto tego nie pamięta – pierwsza bójka, pierwsze rozczarowanie, pierwsza miłość, pierwsza zagadka kryminalna... pierwsza klasa...
Głodny Anioł to książka, której patronujemy już od kilku miesięcy. To chyba najwłaściwszy moment, by wreszcie zmieścić recenzję i przybliżyć Wam co nieco z jej sekretów. Przyznam jednak, że spóźniam się z tą książką nie bez powodu.
Co jakiś czas mam ochotę sięgnąć po dobry kryminał (zwłaszcza, jak świat wokół mi się naraża), więc naturalne jest, że wciąż wracam do Agathy. Uwielbiam opisywaną przez nią atmosferę małych angielskich miasteczek, a szczególnie podziwiam pewną starszą panią, która zna odpowiedzi na wszystkie zadane i niezadane pytania.
Przyznam, że czytałam tę książkę na raty – różne dziwne okoliczności, od remontu mieszkania poczynając na komplikacjach w życiu zawodowym kończąc, nie pozwoliły mi na przeczytanie jej jednym ciągiem. Tematyka zainteresowała mnie nie tylko dlatego, że lubię historię, ale dlatego – a może przede wszystkim – że w moich żyłach płynie trochę tatarskiej krwi.
Ze znanymi serialami czasem bywa tak, że szczególnie lubiane postaci drugoplanowe otrzymują swoją własną szansę zaistnienia samodzielnie. W literaturze jest zdecydowanie trudniej o podobne zagrania – choćby dlatego, że i trudniej o seriale.