Zawsze czytałam dużo. Jednak sięgając po tę książkę nie spodziewałam się, że przeżyję taki wstrząs. Nie jest to lektura, którą można polecić dla relaksu. Z pozoru wydaje się zwyczajna. Zagadkowym jest jedynie sam tytuł „Zaksięgowani”. Czytelnik żyjący już trochę na tym świecie skojarzyć może go z pieniędzmi, księgowością. I słusznie. Rzecz dzieje się bowiem w świecie ubezpieczeń.
Muszę szczerze przyznać, że jest to jedno z największych zaskoczeń, jakie przydarzyły mi się w tym roku. Owszem – nie czytałem książek Magdaleny Kozak wcześniej, a wydawnictwo Bellona kojarzyło się bardziej z książkami stricte historycznymi niż z fantastyką, - ale to wszystko nie powinno usprawiedliwiać rezerwy z jaką podszedłem do Fioletu.
Pierwsze spojrzenie na gryzący w oczy róż okładki wystarczył, by uruchomić sieć skojarzeń i domysłów. Co może kryć w sobie książka naznaczona takim kolorem i czy właściwie chcę to czytać. Wątpliwości zostały rozwiane dość szybko. Chociaż...
Pisarze w walce o czytelnika, a czasami po prostu w walce, szukają nowych form wypowiedzi. Rzecz jasna eksperymenty – udane czy nie – przykuwają uwagę choć na chwilę, co można poczytać za mały sukces komercyjny. Książka Ewy Nowackiej raczej nie jest bestsellerem, a czarna stonowana okładka ze zdjęciem popiersia tytułowego cesarza spowoduje upchanie książki w niższych rzędach niszowych wydawnictw historycznych. Właściwie nie jest to nawet książka historyczna to raczej powieść – dziennik z przełomu II i III wieku n.e. poprzetykany wstawkami wywiadów obecnie przeprowadzonych z naukowcami - profesjonalistami z różnych dziedzin.
Jakkolwiek niezręcznie może to zabrzmieć, to jednak przyznaję, że w tytułach wydawanych przez “Naszą Księgarnię” jest coś, co pozwala mi szczególnie ciepło odnieść się do zaimka “nasza”. Nie chodzi jednak tylko o książki, które pamiętam z dzieciństwa, ale także o zdecydowanie nowsze pozycje.
Stephanie Meyer publikując kultowy już Zmierzch rozpoczęła swoisty wyścig zbrojeń. Wyścig, w którym rolę arsenału odgrywają wampiry. Pisarze z różnych stron świata usilnie udowadniają, że to przedstawiane właśnie przez nich historie o krwiopijcach są najciekawsze czy też najbliższe prawdy. Oleg Diwow ze swoją książką tylko w tę rywalizację aktywnie się włącza. Na kartach Nocnego obserwatora przekonuje, że najlepsze są wampiry rodem z Rosji.
Muszę to przyznać - zawsze zazdrościłem Krzysiowi wyobraźni tak żywej, że poruszała wszystkie pluszaki w pokoju – i to w stopniu zauważalnym przez prawie cały świat. Jednak, gdy przeczytałem, że powodem jego nieobecności w Stumilowym Lesie – przez prawie osiemdziesiąt lat – była szkoła, moje uczucie zazdrości mocno osłabło.
Książki i listy pisane odręcznie mają w sobie potężną i egzotyczną siłę. Obie te formy pomagają przenieść się w inne czasy, w inne miejsce, a czasem w jedno i drugie jednocześnie. Wszystko zależy od wyobraźni i pióra autorów. Nie wiem, jakim oficerem był Frederick Burnaby, ale piórem władał bardzo dobrze.
Czy mieliście kiedyś to wrażenie, że wszystko dokoła nie jest takie jak powinno? Czy czuliście, że czarne, jest białe, a ogólnie poważane i szlachetne autorytety nie są tym, za kogo się podają? Czy nie wydawało wam się, że rycerz w lśniącej zbroi i o nienagannych manierach tak naprawdę “jedzie” tylko na dobrej prasie, a ludzie klaszczą choć są w błędzie? I co wtedy robicie?
Książki dla dzieci mają tę wspaniałą cechę, że czytają się szybko i w większości całkiem łatwo. Co ważniejsze – takie książki opowiadają w niezwykle przystępny sposób o sprawach poważnych, wielkich, a często i bardzo dorosłych – nawet tak dorosłych jak strach.