Trzymając w ręku niepozorną czarną książeczkę pomyślałem sobie bezlitośnie „znowu skarano mnie debiutem”. Nie znałem nazwiska autora wcale. Przynajmniej do momentu gdy zagłębiłem się w notkę o nim na obwolucie książki. Dotarło do mnie, że spotkałem się już z jego pokrzepiającymi wypowiedziami odnośnie stanu dzisiejszej młodocianej fantastyki w innej publikacji Powergraphu. Tym razem Michał Cetnarowski zaparł się lwią, pazurzastą łapą i postanowił pokazać, iż rzeczywiście nie poprzestaje tylko na redakcji „młodych” autorów ale i sam chce wnieść coś do światka pisarskiego.
Temat dynastii Tudorów jest bez wątpienia jednym z bardziej eksploatowanych – zarówno w literaturze jak i w kinie. Historii tego rodu nie trzeba koloryzować – wystarczy ją rzetelnie opisać, a materiału wystarczy na niejedną książkę sensacyjną i kilka romansów. Ale Elżbieta Wielka nie popierała romansów.
Wyobraźmy sobie akwarium, w którym to my jesteśmy grubą rybą i kiedy płyniemy nawet przez najciemniejsze rafy wszyscy schodzą nam z drogi. Wszyscy liczą się z naszym zdaniem, choć niewielu odważy się z nami rozmawiać. I wtedy ktoś mówi, że jeśli nie będziemy ładnie, kolorowo i synchronicznie pływać w kółko, to zabierze nam wodę. Na szczęście to metafora. Ale ta metafora oznacza, że ktoś zabierze nam deskę serów i kilka posiłków dziennie...
Są na półkach księgarnianych książki, o których już dawno nie powiedziałbym, że “są dla dzieci”. Problem w tym, że wydawcy z uporem, jako takie, je wydają, wznawiają, produkują i sprzedają. I dobrze, bo właśnie dzięki temu, po latach, możemy powiedzieć, że “ta historia towarzyszyła nam od dzieciństwa.
Bizancjum to zdecydowanie jeden z ciekawszych półkowników, z jakimi miałem ostatnio do czynienia. I również jeden z bardziej praktycznych. Dla tych, którym wydaje się, że samo słowo ”Bizancjum” kryje w sobie wiele tajemnic wydawnictwo Rebis przygotowało książkę z kilkoma niespodziankami. Dla innych – którym temat nie jest całkowicie obcy – ta książka, to cenne źródło informacji.
Wygodnie usadowiona na kanapie, z kubkiem ulubionej kawy, wzięłam do ręki Taniec nad przepaścią. I wsiąkłam… Jak zawsze, kiedy sięgam po lekturę traktującą o magii. Ale ta książka jest o czymś więcej.
Kim był Franciszek Fiszer? Być może najbardziej znanym “Panem Nikt” w Warszawie z przełomu XIX i XX wieku. Człowiek wielki duchem i posturą, a do tego uznany gawędziarz. Przede wszystkim jednak filozof – metafizyk. Bóg – jak sam siebie określał.
Kiedy myślę o książkach, które czytałam, to widzę, że miały większy lub mniejszy wpływ na moje życie. Jedną z nich bez wątpienia jest Życie po skoku. Książka urzekła mnie swoją prostotą i wymownym przesłaniem. To historia wspaniałego człowieka….historia, której bohaterem mógłby być każdy z nas. Pokazuje jakie skutki może nieść za sobą jeden nieprzemyślany krok..
Wiatr w żaglach, krew na pokładzie, dym z armatnich salw i zgrzyt żelaza o żelazo. Kapitanowie szybko wykrzykują rozkazy do swoich załóg, marynarze walczą z wrogiem i z naturą i nikt nie kłania się kartaczom. Na koniec okręt, poobijany, ale wciąż piękny odpływa w stronę zachodzącego słońca. Pełen przygód i awantur rejs dobiega końca. Teraz pora na napisy – Hollywood.
Niewykluczone, że Templariusze, to najbardziej nieznany “znany” zakon. Nagromadzone przez nich rzekome skarby, były równie sławne, co tajemnicze. Bez wątpienia zasługiwali na miano królewskich księgowych ale ich wartość dało się zmierzyć nie tylko złotem.