Mogę śmiało powiedzieć, że okres intensywnej nauki uważam za zamknięty. Czuję ulgę i radość, że w końcu będę mogła spędzać weekendy w inny sposób, niż na uczelni. Rozkoszując się wolnym popołudniem nie mogłam nie sięgnąć po książkę. Ach… nareszcie będę mogła bez wyrzutów sumienia, że nie zrobiłam czegoś „ważnego” na uczelnię, czytać, czytać, czytać…
Pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie już podczas czytania angielskiej wersji tej książki, to „Pratchett i Londyn Dickensa w jednej książce – Kumulacja!” Nie mogło być lepiej – strony zaczęły furkotać.
Po tę biografię – poza ciekawością – sięgnąłem z jeszcze jednego powodu. Podtytuł „Starman. Człowiek, który spadł na Ziemię” przypomniał mi o utworze „Life on Mars?” i coś w mojej głowie po prostu zapragnęło uzupełnić wiedzę na temat tego artysty. Dlaczego za każdym razem daję się wciągać w jego muzykę?
Jakiś czas temu na moim biurku wylądowała ta właśnie książka. Tematyka jest bardzo smaczna – dosłownie – i jej pojawienie się wśród naszych recenzji było nieuniknione. Nawet jeśli uznacie, że ta pozycja wykracza poza przykominkowe „ramy”, to przyznajcie sami, czyż filiżanka kawy nie jest znakomitym uzupełnieniem porannej lektury na kanapie lub w fotelu?
Wszystkie znaki na ziemi i niebie przepowiadają rychłe zmiany w moim życiu. Drugie z dzieci lada chwila wyfrunie w świat, w mojej branży szykuje się wielka rewolucja, skutkiem której całkiem możliwe, że zacznę szukać innego pracodawcy, uprawiane intensywnie hobby jakoś traci urok, a jeszcze przytłoczyło mnie całe mnóstwo innych zmartwień i kłopotów. Trudno mi się więc skupić – jeszcze bardziej niż zwykle. A nie ma na to skuteczniejszego lekarstwa niż dobra książka. Szczególnie taka, która człowieka chwyta i nie chce wypuścić.
No i tak to jest... człowiek zamówi książkę i obieca recenzję przedpremierową, a potem się tę książkę czyta i czyta... i ona wciąga, a termin mija. I teraz będę musiał z uśmiechem wytłumaczyć opóźnienie. Na pewno jednak nie wynika ono ze znużenia.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Grohlu, był dla mnie przede wszystkim perkusistą Nirvany. Potem – bardzo nagle – Nirvana przestała istnieć. Jakiś czas później powstało Foo Fighters. Było już inaczej, ale Grohl zaistniał dla mnie na nowo. I muszę przyznać, że najbardziej zaimponował mi właśnie fakt odejścia od stylu Nirvany.
Korzystając z nielicznych tej wiosny promieni słońca, z wieeeelkim kubkiem kawy (żeby się za szybko nie skończyła) i siedząc na tarasie zagłębiłam się w drugiej części powieści o tajemnicy strefy 51 (o pierwszej części, noszącej tytuł „Biblioteka umarłych” było tutaj: Biblioteka umarłych)
Przy kominku – zupełnie nieprzypadkowo, ale to inna sprawa – ponownie zawitały książki „dla dzieci”. Oczywiście przyjrzeliśmy się im pod kilkoma różnymi kątami, by móc je przedstawić jak najbardziej rzetelnie. Kubuś... mógłby opowiedzieć wam niejedną historię z morałem.
Pod kątem językowym Proszę mnie przytulić to bardzo przyjemny przykład grzecznego, aczkolwiek stanowczego rozkazu. Szczerze mówiąc to jeden z przyjemniejszych rozkazów, jakie można otrzymać o poranku – zaraz po tym, jak w mieszkaniu rozległ się tupot małych stóp obwieszczający przebudzenie najmłodszego.